Pozory! Większość urządzeń (piszemy o zasilaczach) jest zbudowana tak, że ma jeden bezpiecznik obsługowy, dostępny dla użytkownika/wymienny, który jest na wejściu i kilka/kilkanaście bezpieczników (resetowalnych albo jednorazówek) w stopniach przemiany i obwodach wyjściowych. Często te bezpieczniki są wlutowane na PCB. Ci, którzy ich nie dają (w sensie: producenci) robią sobie realne oszczędności ale bardzo pozorne dla użytkownika. Trzeba także pamiętać po co w ogóle stosuje się bezpieczniki (nadprądowe). Nie chronią one przed porażeniem, a przed uwolnieniem zbyt dużej energii w obwodzie, który nie jest na to zaprojektowany. Skutkiem braku (lub niewystarczającego) zabezpieczania jest najczęściej przegrzanie i czasem pożar. Żaden bezpiecznik nie ma na celu ratowania elektroniki przed tym co przychodzi sprzed bezpiecznika. Temu służą inne rozwiązania.
Wada przetwornicy nieizolowanej jest taka, że tracisz jeden stopień ochrony. Gdybyś wsadził tam izolowaną miałbyś 2 stopnie ochrony. Gdyby przebiło izolację w trafo to miałbyś jeszcze ochronę w samej przetwornicy. To uważam w zasilaczu jest nie do przecenienia i akurat w Twoim rozwiązaniu było osiągalne... Poza tym izolując redukujesz przedostawanie się zakłóceń przewodzonych, nie ma pętli mas.
Natomiast typowymi zaletami przetwornic nieizolowanych są cena bo zamiast trafo potrzebują do pracy jedynie dławika, wymiary oraz sprawność - praca z dławikiem jest efektywniejsza niż z transformatorem.